29.05.2014

[One Part] #11 Naxi: "Rozpacz i miłość są zrośnięte, jedno nie występuje bez drugiego" cz.2

Maxi skończył właśnie grać solówkę, a w cały pomieszczeniu panowała cisza. Otrząsnęliśmy się z szoku i zaczynamy klaskać. Chłopak się tylko uśmiechnął.
                On gra po prostu mistrzowsko! Z taką łatwością przechodzi z jednego akordu do drugiego. Nawet ja tak nie potrafię i czasami mam trudności.
                Pożegnałam się ze wszystkimi i poszłam do domu. Kiedy już się w nim znalazłam rzuciłam plecak koło szafy. Szybko się przebrałam. Jak zwykle założyłam coś Leny. Tym razem to była bluza. Potem poszłam na balkon, przy okazji zabierając zeszyt i długopis.  Nabazgrałam na kartce krótki wierszyk. Stwierdziłam, ze jest bez sensu, więc zamknęłam notes i odłożyłam go na stolik. Jeszcze zdjęłam bluzę, bo zrobiło mi się za gorąco.
                Wygodnie się rozłożyłam na fotelu i zasnęłam. Obudził mnie szelest. Zeszłabym na zawał przez Federico, który wspiął się na balkon. Było już dawno po 21:
-Przestraszyłeś mnie, wszyscy śpią - powiedziałam sennym głosem, a chłopak usiadł obok mnie.
-Pomyślałem, że możemy pogadać. Wiesz... Nie mam nikogo bliskiego jak ty - stwierdził ze spuszczoną głową.
-Może wejdziemy do środka? Robi się chłodno - Federico przytaknął, wstał i poszedł ze mną do środka.
                Zapaliłam światło, a potem usiadłam na łóżku opierając się o ścianę. Włoch usadawia się obok mnie.  Nastąpiła chwila ciszy, którą on przerwał:
-Nigdy nie znałem tak zżytych sióstr.
-Dzięki - spojrzałam na niego i opuściłam głowę.
                Zdałam sobie sprawę z tego, że jest przystojny, Nawet tego nie zauważyłam. Nie! Przestań! Przecież to chłopak twojej siostry! Na dodatek zmarłej siostry.
                Fede wyciągnął z kieszeni butelkę tequili i zapytał mnie czy chcę się napić. Wzięłam alkohol z jego ręki, odkręciłam nakrętkę i wzięłam spory łyk. Fuj, obrzydliwe! Co mnie podkusiło, żeby się napić? Usłyszałam cichy śmiech. Oddałam mu butelkę, z której i on się napił, a potem ją schował.
-Mocne, nie? - pokiwałam twierdząco.
                Położyłam głowę na jego ramieniu. Co ja robię?! Pomimo myśli, że robię źle, to ja nadal trwałam w tej pozie:
-Jesteśmy najsmutniejszymi ludźmi na świecie. Bardzo brakuje nam Leny - powiedziałam i odsunęłam się.
-Naty... - pogłaskał mój policzek i odgarnął czarne loczki. Czekam aż zabierze rękę, ale on tego nie robi.
                Powoli zbliżył swoją twarz do mojej i poczułam na swoich ustach jego wargi. Chciałam się odsunąć, ale nie potrafiłam, coś ciągnęło mnie do niego jak magnez.
-Chcę być przy tobie. Tylko wtedy nie czuję tej tęsknoty.
-Ja też - kładę się na łóżku, a on obok mnie. Nawet nie zauważam, że zasypiam w jego objęciach.


                Pomimo, że siedziałam na drzewie i jadłam lunch, to poczucie winy i wstydu nadal za mną chodziło.
                Usłyszałam szelest liści. Spojrzałam w dół. Zobaczyłam tam Maxiego. Szybko się wdrapał na drzewo i chwilę później siedział obok mnie:
-Fajna miejscówka - wyciągnął z mojej papierowej torby jabłko. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. - No już, już, nie złość się - posłusznie oddał mi owoc. - Co tutaj robisz?
-Chyba ja powinnam zapytać o to ciebie.
-Ach, racja... Przyznam się bez bicia - śledziłem cię - zaśmiałam się.
-Co we mnie jest takiego interesującego, że mnie śledzisz? - zapytałam.
-Hmm, cała jesteś interesująca. Twoja gra też, dlatego mam propozycję - przerwał na chwilę. - Chciałbym z tobą zagrać.
-Nie zagrasz ze mną - akurat wtedy rozległ się dzwonek.
                Maxi zeskoczył z drzewa. Spojrzał się jeszcze w górę i powiedział:
-Jak wolisz - i odszedł.
                Nadal wpatrywałam się w tamto miejsce, ale za chwilę się ocknęłam. W mojej głowie zaczęły kłębić się pytania - dlaczego mogę z nim tak swobodnie rozmawiać, skoro nawet go nie znam?


                Szkoła skończyła się trzy tygodnie temu. Prawie ciągle przesiaduje w domu wariatów, gdy nie wychodzę nigdzie z Fran (tzn. wyszłam z nią raz, a tak to ciągle ona wysyła mi długie maile). Babcia ciągle próbuje namówić mnie na rozmowę przy herbacie, ale ja zbytnio nie mam ochoty.
                Codziennie stoi pod drzwiami z dzbankiem i dwoma kubkami, ale po pewnym czasie musi sobie darować, bo nie chcę jej nawet wpuszczać do pokoju.
                Przecież nie powiem jej, że całowałam się z Federem ani o tym, że podoba mi się Maxi! Nawet Francesca nie mogła w to uwierzyć i ledwo do niej to dotarło. Tak samo było z informacją, ze Maxi ma dwóch braci. Postanowiła wtedy, że musi któregokolwiek z nich poderwać. Co z tego, że zerwała niedawno z Tomasem. Nie odmówi sobie żadnego przystojniaka.
                Maribel "robiła śniadanie", kiedy ktoś zapukał do drzwi. Podeszłam cicho na palcach i wyjrzałm przez wizjer. Nie, to chyba jakieś omamy. To niemożliwe, żeby przed drzwiami stał Maxi. Na dodatek z gitarą.
                Szybko weszłam do kuchni i kazałam się wszystkim kryć. Babcia jednak mnie nie posłuchała i chwilkę później szła do drzwi z zamiarem ich otwarcia.  Wyszłam z kryjówki i dołączyłam do babci:
-Cześć, Nata - uśmiecha się. - Nigdzie cię nie było.
-Proszę, wejdź, nie będziemy stać w drzwiach - odezwała się babcia. - Właśnie robię śniadanie.
                Brunet nieśmiało wszedł do domu, a ja pokierowałam go do kuchni. Usiedliśmy przy stole, a Maribel dalej krzątała się przy szafkach. Niezręczną ciszę przerwał on:
-Piękny ten ogród. Nigdy takiego nie widziałem.
-Wiesz, wąchanie moich kwiatów powoduje silne schorzenia sercowe. Na przykład - od zapachu róż rozkwita szaleńcza miłość - Maxi spojrzał się w moją stronę. Nie, to mi się musiało wydawać.
Babcia podeszła do stołu z jajecznicą i przypalonymi tostami. Nawet ciut za bardzo. Pomimo tego mało udanego śniadania, dość dobrze się bawiliśmy. Było bardzo dużo śmiechu.
                Po śniadaniu wyszłam z Maxim na werandę. Usiedliśmy na wiklinowych fotelach. Wokół roznosił się zapach deszczu, który padał w nocy, a słońce lekko oświetlało nasze twarze:
-Proszę, tylko jedna piosenka - wraca do naszego lunchu na drzewie.
-Ty zagraj. Ja mogę posłuchać - odpowiedziałam stanowczo.
-O co ci chodzi? Dlaczego nie chcesz? - pyta. - Albo wiesz co, wszystko mi jedno, rób co chcesz.
-Powiedziałam ci, że nie zagram, bo nie chcę i koniec - podeszłam do barierki, aby złapać więcej słońca.
                Wziął gitarę i usiadł na stoliku do kawy. Zaczął grać kilka akordów, ale nagle przestał:
-Myślałem o tobie... O tym, że ciągle jesteś smutna - boję się podnieść głowę, bo wtedy jego oczy spotkają się z moimi. Jednak strach szybko przemija i nabieram odwagi by to zrobić.
-To nie chodzi o to, że nie chcę z tobą grać tylko ja po prostu nie cierpię solówek. Wolę być gdzieś w tle. Nawet duet jest dla mnie jakimś "wywyższeniem". Przesłuchania do szkoły typowo muzycznej celowo zepsułam. Nigdy nikomu o tym nie mówiłam, jesteś pierwszą osobą - wyrzuciłam z siebie.
-Wielu muzyków boi się dać plamę - powiedział i zaczął szperać w kartkach zapisanych nutami. - Spróbujmy, proszę.
-Może kiedyś - odparłam z uśmiechem.
-Nieźle, więc czekam - bierze znowu gitarę, ale tym razem zaczyna grać jakąś piosenkę.
                Przez chwilę chciałam z nim zagrać i zaśpiewać. Tak głęboko, w środku. Ale to minęło dość szybko i ponownie zagłębiłam się w piosence.


                Powinnam się położyć spać i śnić o Maximilianie Ponte, ale zamiast tego idę na nocny spacer z Federico.
                Jest ciepło, a światło księżyca oświetla moją twarz. Idziemy ramię w ramię. W ciszy. Nagle on łapie mnie za rękę i nie puszcza jej:
-Mam wyrzuty sumienia, przez to, że ja tu nadal jestem...
-Naty, przestań. To nie jest nic złego - mówi jak najbardziej spokojnie.
                Doszliśmy nad rzekę. Położyłam na kamieniu, a on tuż obok mnie. Zaczął opowiadać o przyszłości z Leną. O tym, że chcieli wziąć ślub. Oświadczył jej się parę tygodni przed śmiercią. Nie zdążyła nam powiedzieć. Zaczęłam sobie wyobrażać Lenę w sukni ślubnej. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Nagle nad moją twarzą znalazła się jego twarz. Poczułam, że jego łzy spadają na moje policzki. I poczułam też smak jego ust.


                Od pamiętnego poranka spędzonego z Maxim, jego bycie u mnie to już codzienność. Zawsze rano przychodzi z gitarą i świeżymi rogalikami.
                Tym razem też tak było. Brunet siedział na krzesełku i brzdąkał coś na gitarze. Poszłam nalać sobie kawy do kubka. Akurat w tym momencie zadzwonił telefon – Federico. Odłożyłam telefon i pozwoliłam mu dalej się do mnie dobijać.
                Usiadłam naprzeciwko Maxiego. Zaczęłam myśleć o Federze, o pocałunkach. O niespakowanych rzeczach Leny. Zapominam o tym, że chłopak siedzi obok mnie.
                Czemu to zaszło tak daleko?

______________________________________
Szukam odpowiedzi na pytanie "Dlaczego to jest takie beznadziejne?" XD
Przed wami jakieś 3 części jeszcze. Jeny, czemu nie potrafię napisać nic porządnego? ;-; 
Dobra, kończę, nie przynudzam. Dobranoc =)

2 komentarze:

  1. Świetny <3
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana Witaj !
    Nie przynudzazz i to w ogóle ! Ten Os jest świetny, cudowny, wspaniały ... brak mi słów ♥ Boże jakie to pomysłowe. Naty spotyka się z Federicem ale przez to czuje się winna bo przecież to narzeczony Leny jednak Naty czuje cos tylko nie wie jeszcze co do Maxiego. Codziennie do Niej przychodzi i pomaga jej.. a ona... chyba się w nim powoli zakochuje tylko chyba jeszcze o tym nie wie .. kocham ten Os błagam dodaj następną Część jak najszybciej .. proszę ♥ Kochana to nie jest beznadziejne to jest piękne. .. niewyobrażalnie piękne♥ czekam z niecierpliwością na następny OS o mojej kochanej naxi ♥
    Kocham, wiki♥

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy