6.05.2014

[One Part] #10 Dielari: „Zatrzymałabym Cię przy sobie mniej, więcej do końca życia.” cz. II

          Każdy kolejny dzień przepełniony smutkiem i łzami, wywiercał w sercu dziewczyny coraz większą dziurę. Calutkie dwa lata spędziła myśląc o Nim i o tym, co by było gdyby wtedy nie wyjechała, gdyby została…  Może byłaby szczęśliwa. Ale z drugiej strony, dlaczego wciąż przejmowała się młodzieńczą miłością, która i tak prędzej, czy później skończyłaby się i tyle… Żadne uczucie nie jest na tyle wytrzymałe, żeby odległość i czas je nie przezwyciężyło. Nie widzieli się tak długo, że obrazy ich twarzy powoli zanikały w zakamarkach wspomnień. Pięknych wspomnień. Chwile, które przeżyli razem były magiczne i niezapomniane. Bez siebie nie mogą żyć, a jednak żyją. Czy to nadzieja, że kiedyś jeszcze się spotkają podtrzymywała ich przy życiu? Czy to uczucie jeszcze nie zgasło?

          Siedziała cichutko zanikając wśród góry chusteczek higienicznych, które stały się jej nieodzownym towarzyszem. Łkała oglądając jakąś nędzną komedię romantyczną.
- Kłamiesz! – wrzasnęła i z płaczem rzuciła pudełkiem chusteczek w telewizor – Najpierw mówisz, że kochasz, a potem i tak ją zostawisz! Wszyscy faceci są tacy sami…

              Chwyciła w ręce wazon i już miała rzucić nim w ścianę, kiedy drzwi jej mieszkania powoli się otworzyły. Do pomieszczenia weszła Carola. To najlepsza przyjaciółka Clary, tylko ona wiedziała, dlaczego tak naprawdę Clara zamknęła się w sobie. Były jak siostry, tylko że od różnych matek.
Brunetka podeszła do dwudziestolatki i zabrała z jej rąk szklany przedmiot. Była bezsilna. Wyładowując swoje emocje zniszczyła połowę zastawy, o czterech lustrach nie wspominając. Wolała rzucać przedmiotami niż z kimś porozmawiać. Carola podeszła do niej i chwyciła jej dłonie. Po chwili obie się przytuliły. Clarze było bardzo ciężko, ale w ostatnim czasie postanowiła poukładać sobie życie od nowa. Może to dziwne, ale trzeba żyć dalej, chociaż to boli. Już nie wierzyła w to, że ten, którego szczerze pokochała przyjedzie do niej na białym koniu i uczyni swoją księżniczką. Lecz jako mała dziewczynka, Clara marzyła o byciu księżniczką i odnalezieniu swojego księcia z bajki. Teraz jednak utwierdziła się w przekonaniu, co do tego, że te opowiastki z zakończeniem, doskonałe wszystkim znanym, czyli Żyli długo i szczęśliwie są jedną, wielką bzdurą, które robią dzieciom wodę z mózgu. Ku zdziwieniu przyjaciółki, Clara wstała i podeszła do dużego lustra znajdującego się w niewielkim korytarzu. Kilka razy westchnęła i zaczęła chodzić po mieszkaniu, wyciągając z szafek ubrania i poszukując zagubionych kosmetyków. Gdy się już ogarnęła, wyszła trzaskając drzwiami, zostawiając zdezorientowaną Carolę samą.

          Mijały kolejne tygodnie. Clara zmieniła się. Można by zaryzykować stwierdzeniem, że zapomniała o tym jak cierpiała przez miłość, a przynajmniej tak wydawało się ludziom, z którymi się widywała. Tak naprawdę, Clara przepłakiwała całe noce nadal myśląc o Diego. Tęskniła za nim bardzo, ale nie chciała już cierpieć. Przed ludźmi wolała udawać twardą.  Uważała, że on znalazł sobie już kogoś, że jest szczęśliwy, że za nią nie tęskni. On również myślał, że jego ukochana znalazła swoją drugą połówkę, a o nim zapomniała. Ona naprawdę chciała zapomnieć. Za długo wmawiała sobie, że jeszcze kiedykolwiek się spotkają. Stanowczo za długo… Byli podzieleni. Stali się swoimi przeciwnościami. On chciał walczyć, kiedy ona się już poddała. On chciał ją nadal kochać, ale ona przestała. On chciał pamiętać, ale ona zapomniała… Wszystko się posypało. Wszystko straciło sens. Dla niego życie się skończyło, dla niej – rozpoczęło.

           Zaznaczył krzyżyk na dacie dwudziesty piąty lipca. Niewielki kalendarz wiszący na ścianie w jego sypialni zapełniony był czerwonymi iksami. Zaznaczał każdy dzień, który minął bez niej. Tak właśnie nazbierało się ponad siedemset krzyżyków. Każdy z czerwonych znaczków był jak pojedyncza rana w jego sercu. Poczuł jak do jego oczu napływają łzy. Przetarł ślepia i położył się na łóżku. Kątem oka spojrzał jeszcze na zdjęcie stojące na szafce nocnej. Uśmiechnięta dwójka zakochanych ludzi… Do głowy przyszedł mu pewien pomysł. Prędko wstał i zaczął poszukiwania kartki oraz jakiegoś długopisu. Na niedużym skrawku papieru pisał wszystko, co mu na myśl przyszło. Musiał napisać wszystko co czuje. Nie potrafił dłużej czekać, żeby nie robić sobie nadziei.

- A co jeśli wróci? Jeśli spojrzy Ci w oczy i powie, że Cię kocha? Wymiękniesz. – Rzuciła brunetka, biorąc do ręki kubek z herbatą. Od początku była sceptycznie nastawiona do zachowania przyjaciółki. Uważała, że Clara zachowuje się jak rozpieszczona małolata wielce skrzywdzona przez los. Nie, że była jakąś niedobrą przyjaciółką, bardzo troszczyła się o Clarę, chciała dla niej wszystko, co najlepsze, tylko po prostu drażniło ją to jak Clara się zachowuje. Upijając łyk napoju oparzyła sobie język i szybko odstawiła naczynie na miejsce. Alonso spojrzała na nią bezradnym wzrokiem i głośno westchnęła.
- Nie wróci. – Prawie szepnęła, czując, że pod lekko przymkniętymi powiekami zbierają się łzy. Nie mogła okazać słabości. Przecież za wszelką cenę chciała udowodnić, że potrafi bez niego żyć; że potrafi być silna i niezależna. Kubek z gorącym wrzątkiem, który do tej pory obracała w rękach nagle wyślizgnął jej się i upadł z hukiem na podłogę. Kawałki szkła leżały na posadzce w rozlanej cieczy. Gorąca herbata była niczym żar w sercu, które zakochało się na zabój, a kubek był sercem – kruchym, delikatnym, które przez nieuwagę może się rozpaść na maluteńkie kawałeczki. Może to dziwne porównanie, ale jakże trafne.
Zaczęła zbierać odłamki szkła, starając się nie zranić sobie ręki. Na darmo. Jeden z ostrzej zakończonych kawałków wbił się jej w dłoń. Poranione serce krzywdzi bardziej… Krew z rany zaczęła  kapać na płytki. Clara ze spokojem patrzyła na niewielką kałużę ciemnoczerwonej cieczy tworzącą się pod jej ręką. Carola, kiedy tylko spostrzegła, że przyjaciółka ma szkło w skórze, podbiegła do niej.
- Może jeszcze da się skleić ten kubek, nie sądzisz? – Powiedziała cicho i zwróciła wzrok w stronę brunetki. Ta patrzyła na nią jakby była niespełna rozumu.
- Po jasną cholerę przejmujesz się jakimś rozbitym kubkiem?! - Blondynka przestraszyła się tonu głosu przyjaciółki, ale co jej się dziwić skoro miała rację – Nie widzisz, co stało Ci się w rękę? Musimy jechać do szpitala, bo mi się wykrwawisz…
- Nigdzie nie jadę. – Wyszeptała i stanęła na równe nogi. A krew leciała ciurkiem…
- Czy ty się dobrze czujesz? – Dobrze wiesz, że czuję się strasznie – Jedziemy i koniec tematu. – Carola siłą zaciągnęła Clarę do samochodu. Ta nawet nie miała już siły, żeby się przeciwstawiać.

         Minęły trzy dni. Clara odruchowo spojrzała na swoją dłoń. Głęboka rana, nie przestawała boleć. Tak jak jej serce…  Nadal próbowała uświadomić sobie, że Diego to przeszłość. Niestety, wszystko co ją otaczało przypominało jej o Nim. Nie było rzeczy, miejsca, sytuacji, która nie przywołałaby jakiegokolwiek wspomnienia. Miała wrażenie, że nawet natura nieożywiona jest przeciw niej. Kiedy przeglądała pudełko ze zdjęciami trafiła na pewną kartkę.

Uciec od miłości
na chwilę,
na sto lat,
na zawsze,
Nie tak łatwo,
kiedy serce otworzy paszczę.

Dwie łzy spłynęły na papier, zostawiając na nim ślad. Była zła. Zła na siebie,  za to, że dała się złapać w szpony miłości. Niegdyś niezależna dziewczyna dała się schwytać i pozbawić pewności siebie.
- Nienawidzę –Szepnęła zaciskając pięści, aż do czerwoności – Nienawidzę jego, siebie… Wszystkiego! – Nie wytrzymała i rozpłakała się. Od miłości do nienawiści. Tylko, dlaczego i miłość, i nienawiść tak bardzo bolą?
            Wyszła z mieszkania i wybrała się do parku. Śpiew ptaków w otoczeniu kolorowych drzew i różnorodnych kwiatów uspokajał ją jak nic innego.
Spokój jej duszy jednak nie trwał długo gdyż z dotychczas pozbawionego chmur, niebieskiego nieba zaczęły kapać niewielkie krople wody. Początkowo jedna, a dopiero po dłuższej chwili kolejna. Po kliku minutach rozpadało się na dobre. Drobniutka dziewczyna wstała z ławki i szybkim krokiem zmierzała do pobliskiego budynku. Krople deszczu skapywały na jej delikatną cerę, otarła wierzchem dłoni  swój blady policzek i spostrzegła spływające po nim czarne smugi. To już nie był deszcz… Słone łzy zostały zamaskowane przez ciepłą wodę lejącą się z nieba. Może siły wyższe wyczuły jej wybuch rozpaczy i nie chcąc, żeby została skazana na żałosne spojrzenia przechodniów, dały jej do zrozumienia, że kiedy ona płacze, płacze także niebo.
- Cholerne anomalia pogodowe. – Prychnęła i przeklęła w duchu. Wzrokiem próbowała odnaleźć schronienie, lecz jak na złość nic nie widziała. Oprócz tego okropnego deszczu, nad miastem zawisła gęsta mgła. Przechodząc przez ulicę usłyszała za sobą trąbienie aut i zdania typu Jak łazisz sieroto?! Ona nie była dłużna chamskim kierowcom i odpowiadała równie „miło” na zarzuty.

             Z odległości kilkunastu metrów widać było dziesięciopiętrowy wieżowiec, w którym zamieszkiwała Clara. Truchtem dobiegła do drzwi klatki. Wystukała na domofonie czterocyfrowy kod pin, pchnęła „skrzydło” i weszła do środka. Spoglądając kątem oka w prawo, zauważyła wystającą, białą kopertę z skrzynki na listy. Zdziwiła się, ponieważ na tej skrzynce widniał numer jej mieszkania. Małym kluczykiem otworzyła skrzynkę i wyciągnęła z niej list. Jej uwagę przykuł znaczek. Dla większości osób to byłby zwyczajny znaczek, który naklejany jest na kopertę, lecz dla niej był wyjątkowy. Na nim umieszczony był wizerunek świątyni Sagrada Familia, znajdującej się w Barcelonie. A Barcelona jest w… Hiszpanii. To znaczyło tylko jedno. Ten list został napisany przez Diego.
- Nie odzywał się przez dwa lata! – krzyknęła szeptem, tak aby nikt tego nie usłyszał - Dwa cholernie długie lata, spędziłam na czekaniu na jakikolwiek znak życia z jego strony. Teraz to niech się wypcha. – te kilka słów ciężko jej było wypowiedzieć, bo przecież nadal go kochała, nie mogła wymazać go z pamięci, a tym bardziej w tamtej chwili, gdy napisał do niej list. Powiedzmy sobie szczerze, jaki współczesny mężczyzna napisałby list do swojej ukochanej? Żaden. On był wyjątkiem. Bardzo romantycznym wyjątkiem, którego pokochała.
Delikatnie rozdarła kopertę i przysiadła na schodach. Nerwowo spoglądała na zapisany tekst. Myślała, że w tym liście chciał jej przekazać, żeby na zawsze o nim zapomniała, ale to by było dziwne, gdyby tak nagle, po dwóch latach kazał jej się od niego odczepić. Serce waliło jej jak oszalałe. Bała się zacząć na spokojnie przewertować tekst. W końcu zaczęła. Zimny pot oblał jej ciało już po przeczytaniu miejscowości i daty. Niby miała go w głębokim poważaniu, ale jednak coś dla niej znaczył…

Saragossa, 25.07.2014r.            
Kochana Claro!
Clari!
                Nie jestem dobry w pisaniu listów. Tym bardziej miłosnych, ale dla Ciebie chciałem zebrać wszystko w sobie i odezwać się. Wiem, pewnie mnie nienawidzisz. Ja siebie także nienawidzę. Jak mogłem do cholery pozwolić Ci odejść?! Nawet nie wiesz jak trudno mi się teraz to wszystko pisze. Czuję się jakbym popełnił jakąś okrutną zbrodnię. Omal nie zabiłem naszej miłości… Jestem potworem.
                  Jesteś dla mnie całym światem, wszystkim, co mam. Poprawka – miałem. Straciłem Ciebie, straciłem wszystko, przez to, że nie potrafiłem myśleć. Gdybym miał więcej oleju w głowie to zapewne bylibyśmy razem…
                Tęsknię za Tobą niemiłosiernie. Nigdy nie myślałem, że ktoś będzie dla mnie tak niesamowicie ważny i zmieni moje życie. Tym ktosiem byłaś, właściwie nadal jesteś, właśnie Ty.
Nie wiem, dlaczego to piszę. Zapewne masz już kogoś na kim bardzo Ci zależy, a tu nagle pojawia się taki ja i robi Ci mętlik w głowie. Zapomniałaś już o przeszłości, o tym co było między nami, ale ja pamiętam. Nigdy nie zapomnę. W głowie układam sobie nierealne scenariusze naszego, wspólnego życia. Moglibyśmy być szczęśliwi. Razem. Nie mogę przestać śnić o Tobie. Pojawiasz się w moim umyśle z miną zbitego szczeniaczka, a ja czuję się winny, że cierpisz. Jeśli już nic dla Ciebie nie znaczę, po prostu wyrzuć ten list i zapomnij o tym, że napisałem; że istniałem. Nawet jeśli jesteś teraz z kimś w związku, szczęśliwa to pamiętaj, że jesteś moim życiem i wiem, że to się nie skończy… Nie wiem, co jeszcze mógłbym napisać. Dla mnie wystarczyłyby tylko dwa słowa, żeby wyrazić wszystko, co czuję. Kocham Cię. 
„Trzeba długich lat, żeby zniszczyć czyjąś miłość. Ale żadne życie nie jest dostatecznie długie, by odpokutować w nim zabicie miłości, które jest czymś więcej niż tylko zabójstwem.”

Twój Diego

- Aktu własności na niego nie podpisywałam, żeby był mój – Burknęła z cisnącymi się do oczu łzami. Ona też bardzo za nim tęskniła i w tamtym momencie zdała sobie sprawę z tego jak bardzo była głupia. Pomyliła się, a to był dla niej wystarczający argument, żeby uznać się za głupią. Nie miał nikogo. Był wolny!... Ale to nie znaczy, że chciała powinna do niego wrócić. Niech cierpi tak jak ona. Chociaż, on swoje także wycierpiał… - Nawet nie wiesz jak bardzo Cię… Nienawidzę! – Rzuciła list na ziemię i ukryła bladą twarz w dłoniach. Łzy zaczęły płynąć po jej rękach tworząc maleńki strumyczek.
Prawie zanosiła się od płaczu. Nie potrafiła pogodzić się z myślą, że dla ich związku nie ma już przyszłości. Znaczy, ona tak uważała, ale kto wie, czy znowu się nie pomyliła.
- No to mamy problem, bo ja Cię kocham. – Usłyszała męski głos nad swoją głową. Nie był to po prostu czyjś głos. Lekko zachrypnięty, dojrzały, wyraźny szept, okazał się melodią dla jej uszu, niesłyszaną od dwóch lat. Stęskniła się za tym głosem. Wyczuła też zapach wody kolońskiej, takiej samej, której używał w tamte pamiętne wakacje. Nie mogła uwierzyć w to, że tak doskonale pamiętała każdy szczegół związany z nim. Nic nie umknęło jej uwadze.
Uniosła delikatnie głowę ku górze i oczami przepełnionymi bólem spojrzała na niego. Te same oczy, te same usta. To był on. Wstała, żeby być bliżej jego twarzy.
- Co ty tu robisz? – wyszeptała dławiąc się łzami i gładząc jego policzek. Widoczny, dwudniowy zarost dodawał mu męskości.
- Clara, tęskniłem za Tobą. – Każde kolejne słowo wypowiedziane prze niego kodowała sobie w głowie, jakby to było ostatnim, co przyszło jej usłyszeć. Opuściła głowę i chciała się odwrócić, odejść… Ale nie pozwolił jej. Chwycił ją w talii i przyciągnął do siebie.
 - Diego, puść mnie. – Mówiła szeptem i nie patrzyła mu w oczy. Nie potrafiła przyswoić myśli, że on tu jest. Tuż obok niej. Oswobodził uścisk, ale nie wypuścił jej.
- Za bardzo Cię kocham, żebym znów dał Ci uciec. – Rzekł przyciskając ją mocniej do siebie. Wtulił twarz w jej włosy i wdychał ich zapach. Gładził jej plecy dłonią. Wykonywał ruchy to w górę, to w dół. Wywoływało to u niej przyjemne dreszcze.

                 Uniosła się wyżej na palcach, by znaleźć się bliżej jego ust. Ujęła jego twarz w dłonie i powoli zmniejszała kilkucentymetrową odległość pomiędzy nimi. Kiedy pozostał jeden, maleńki milimetr spojrzała w jego oczy. Wpatrywały się w nią jak w najpiękniejszy obraz świata. Iskierki, które migotały w jego tęczówkach przepełnionych miłością tańczyły swobodnie. Jego malinowe usta aż prosiły się, żeby je całować. Po dłuższym zastanowieniu – uległa. Nie mogła się powstrzymać, żeby nie pocałować go. Wpiła się w jego usta i czuła się jak w niebie. Tyle czekała na ten pocałunek. Wyrażał on ogrom uczuć… Nie potrafili się od siebie oderwać. Czuli, że nie powinni. Jednak musieli…
- Chyba, nadal Cię kocham. – Powiedziała z uśmiechem, kiedy położyła głowę na jego ramieniu. Bardzo brakowało jej, jego bliskości, czułości i miłości, którą ją obdarzał. Tak bardzo brakowało jej, jego całego.
- Chyba? – Zapytał z lekkim uśmiechem i podniósł ją. Oplotła nogi wokół jego bioder i uśmiechnęła się ciepło. Jej uśmiech był dla niego światłem. Cóż… Cała ona wypełniona była pozytywnym światłem, które na te dwa lata jakby zgasło. Teraz znowu zabłysnęło rozświetlając tym wszystko dookoła.
- Na pewno. – Zaśmiali się oboje i ponownie złączyli swoje wargi w namiętnym i dość długim pocałunku.

             W tamtej chwili nie potrzebowali niczego więcej, bo mieli siebie nawzajem. To im w zupełności wystarczyło. Czy to koniec tej miłosnej historii? Oczywiście, że nie! Bo oni żyli jeszcze długo i… nie powiem, że nie byli szczęśliwi, ale wolę określenie w miłości. Tak, obdarzali siebie nawzajem nieograniczoną miłością. Żadna odległość, czas, sytuacja nie była w stanie ich rozdzielić. Nawet śmierć… Nic nie spowoduje, że ich miłość przestanie istnieć.


Patrzysz na mnie inaczej
Obejmujesz mnie i nie czuję twojego ciepła,
Mówię ci, co czuję,
Przerywasz mi i kończysz zdanie,
Zawsze masz rację.


______________________________________
Tak trochę długo zajęło mi napisanie tego, ale no trudno. W końcu jest.
Więcej nic nie powiem, bo każde słowo może być wykorzystane przeciwko mnie.
Buena Noche ;*

4 komentarze:

  1. Postaram się wrócić, ale nie wiem czy dam radę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochanie, nadal nie jesteś w stanie uwierzyć w swoje możliwości, tak? Czy jest coś, co mogę zrobić, aby nieco zmienić twój pogląd na tę sprawę?
    Masz naprawdę niebywały talent. Taki, którego mogą ci pozazdrościć miliony dziewczyn na calutkim świecie, serio. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Owww :3 Jest ta druga część Dielari. masakra, jacy oni są uroczy. Wiedziałam, że Justyna Cię przekona :D Musiała <3
    Weeeź, jakie wspaniałe zakońćzenie. Przykro mi, ale to nie mogło się skończyć inaczej, bo musiałabym cię skrzywdzić, a tego nie chcemy. No, no, no jestem pod wrażeniem. Naprawdę cudownie piszesz :3 Wweeeeź, Dielari :3 Sara jest zachwycona <3
    Czekam na kolejne dzieło!
    Carmen E.

    Btw. Zajebioza szablon +polecam usunąć weryfikację obrazkową :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba ^^ Dielari - najsłodsza para świata <3
      Następny part ode mnie będzie o Fedemile [wiem, że ich nie lubisz xD] i chciałam zrobić z Lu prostytutkę, ale wolę jednak nie XD

      Ja wybierałam szablon to musi być zajebisty xD A co do weryfikacji to już usunęłam, coś musiało się ostatnio przestawić jak wgrywałyśmy szablon ;>

      Usuń

Obserwatorzy