31.12.2013

[One Part] #1 Marcesca: Razem na wieki

Polecam gorzką czekoladę, bo historia bardzo słodka, baaaaardzo.

Sylwester. Wszyscy świętują zakończenie kalendarzowego roku. Francesca postanowiła skorzystać z zaproszenia na imprezę u jej najlepszego przyjaciela, Federico. Tak jak ona, pochodził z Włoch. Znali się od dziecka, bo ich ojcowie pracują w jednej firmie. Przez to wspólnie przeprowadzili się do Argentyny. Mieszkali kilka domów od siebie, dlatego nie spieszyła się z przygotowaniami.

Kiedy ujrzała na zegarku godzinę 19.30 postanowiła, ze powoli zacznie się szykować. Miała być na miejscu o 21. Ruszyła się z łóżka i stanęła przed dębową szafą. Przesuwała kolejne wieszaki, ale nie mogła znaleźć odpowiedniej sukienki. Stwierdziła, że dziś ubierze czarne spodnie i skórzaną kurtkę. Do tego wybrała białą bluzkę z napisami. Z wybranymi rzeczami skierowała się w stronę łazienki. Wzięła szybki prysznic, ubrała się i ułożyła swoje włosy w fale. Narysowała cienkie, czarne kreski eyelinerem, pociągnęła rzęsy tuszem i pomalowała usta czerwoną szminką. Założyła jeszcze naszyjnik i bransoletkę z ćwiekami. Wyglądała obłędnie.

Tej nocy chciała się nieźle zabawić. Jako dwudziestojednoletnia kobieta miała do tego prawo. Trzeba przyznać, że nie chodziła często na imprezy. Wolała spędzać wieczory i noce z laptopem na kolanach i miską popcornu w ręku.

Z domu słychać było głośną muzykę. Zadzwoniła dzwonkiem, a w drzwiach stanęła jakaś blondynka. Kiedy się przyjrzała zauważyła, że to Ludmiła, dziewczyna Federa. Przywitały się buziakiem w policzek i przeszły do salonu. Zauważyła swojego przyjaciela krzątającego się przy barze i innych zupełnie nieznanych jej ludzi. Jako, że Fede miał ogromny dom, to na tej sylwestrowej imprezie było jakieś 50 osób!

Podeszła do Federico i przywitała się z nim. Zabrała szklankę z jakimś drinkiem i usiadła na barowym krześle. Pomimo głośnej muzyki dało się usłyszeć dzwonek. Federico poszedł otworzyć drzwi. Chwilkę później wszedł do kuchni z jakimś szatynem:
-Francesca, poznaj Marco, to kuzyn Lu. Marco poznaj Francescę, moją przyjaciółkę, opowiadałem Ci kiedyś o niej, pamiętasz?
-Przypominam sobie, cześć, miło mi Cię poznać - wyciągnął rękę do Fran.
-Mi Ciebie również - uścisnęła ją, uśmiechając się przy tym. Kiedy ścisnęła jego rękę przeszedł ją przyjemny dreszcz. Nie wiedząc czemu, jemu też to się przydarzyło.

Usiadł obok niej i również wziął jedną z pełnych szklanek. Fran trochę się speszyła. Marco wpadł w jej w oko, ale wiedziała, że nie może liczyć na coś więcej. Na pewno ma dziewczynę, a ona jest nic nie warta. Przecież gdyby była, to teraz byłaby szczęśliwą narzeczoną jakiegoś przystojnego Argentyńczyka czy Bóg wie kogo:
-Chyba nie jesteś stąd, masz inny akcent - stwierdził. - Ja jestem z Meksyku.
-Jestem Włoszką, tak jak Federico. Znamy się od dziecka - odpowiedziała bawiąc się słomką.
-Eh, racja. Głupie pytanie. To może... Czym się interesujesz? - nieudolnie próbował znaleźć jakiś temat do rozmowy. Rozbawiło to czarnowłosą, ale i tak uważała to za urocze.
-Studiuję grafikę. Jestem na drugim roku. A ty? Też studiujesz?
-Uwielbiam tańczyć, dlatego wybrałem ten kierunek. Też jestem na drugim roku. Rodzice uważają, że powinienem wybrać prawo albo coś bardziej normalnego niż to. Ja jednak wolę swoja pasję. Podobno jestem tam najlepszy.
-Masz rację. Powinniśmy robić to co się kocha. Masz dziewczynę? - powiedziała ni stąd ni zowąd i po chwili zrozumiała co wymsknęło się z jej ust. - Przepraszam, nie powinnam...
-Nic się nie stało, ale jeśli chcesz wiedzieć, to jestem singlem - odparł uśmiechając się. - A ty masz kogoś?
-Też nie, jakoś nie mam do tego głowy - dopiła drinka i odstawiła szklankę.

Resztę wieczoru spędzili na wspólnych rozmowach, tańcach i piciu drinków. Z każdym kolejnym napojem byli coraz bardziej otwarci. Kiedy wybiła północ wyszli razem do ogrodu. Nawet nie zauważyli, ze trzymają się za ręce. Z ciekawością wpatrywali się w fajerwerki, które co chwilę pojawiały się na nocnym niebie. Równocześnie spojrzeli na siebie. Francesca wspięła się na palce i pocałowała Marco. On się nie cofnął. Pochylił głowę i odwzajemnił pocałunek. Jej ręce powędrowały na jego szyję, zaś jego na jej talię. Dali się ponieść. Stracili poczucie czasu. Kiedy się od siebie oderwali on powiedział coś, czego się nie spodziewała:
-Chyba się w Tobie zakochałem.

Ona tylko wtuliła się w jego ramiona.

Pomiędzy nimi wybuchło uczucie, jak te kolorowe fajerwerki na niebie, ale nie było ono krótkie i nie zniknęło od razu. Ono zostało na długo. Bardzo długo.

~*~

Minęły dwa tygodnie. Czternaście cudownych dni. Przez ten czas młodzi bardzo się do siebie zbliżyli. Nie sądzili, że w takim świetnym nastroju rozpoczną nowy rok.

-Fedeeee, mówiłam, że nam się uda ich połączyć. Oni tak bardzo do siebie pasują! Już czekam na zaproszenie na ślub - zakomunikowała Ludmiła.
-Lu, może nie tak szybko, co? Dopiero się poznali... - odrzekł Federico. - Mają jeszcze sporo czasu.

Brunetka właśnie szykowała się na kolejne spotkanie z Marco. Na razie byli "przyjaciółmi". Nie mieli zamiaru niczego przyspieszać, chociaż bardzo by tego chcieli. Starali poznać się jeszcze bardziej i jak na razie im się to udawało.

Powoli przemierzała park. Zauważyła, że jej chłopak siedzi na ławce z jakąś małą dziewczynką. Miała na oko 6 lat. Kiedy ją zauważył od razu ruszył z śliczną blondynką w jej stronę. Była jego zupełnym przeciwieństwem, ale mieli te same oczy. Domyśliła się, że to jego młodsza siostra:
-Cześć, przepraszam, ale mama musiała wyjść niespodziewanie do pracy i muszę zająć się małą - powiedział Marco.
-Nic się nie stało, będziemy się świetnie bawić, prawda? - ukucnęła przed blondynką. - Jestem Francesca, ale możesz mi mówić Fran.
-Ja jestem Bella. Marcuś, to twoja dziewcyna? - zapytała Isabell.
-Jeszcze nie - zaśmiał się szatyn. Ona też to zrobiła. - Idziemy?

Francesca wstała po czym ruszyli wzdłuż Alei Dębowej. Szli bardzo blisko siebie. Pogrążeni w rozmowie i zabawianiu Belli nie zwrócili uwagi na to, że spletli swoje dłonie. Znowu. Ale kiedy tylko to zauważyli nie rozdzielili ich. Chcieli nadal trwać w uścisku.

~*~

-Ej, gdzie ty mnie prowadzisz? - spytała Włoszka.
-Jeszcze kawałek, zaraz się dowiesz - odpowiedział szatyn.
W końcu przystanęli, a Marco zdjął chustkę z jej oczu. Znajdowali się na plaży przy jeziorze. Fran kiedyś była tu razem z rodzicami. Spojrzała na swojego chłopaka. Zauważyła zdenerwowanie na jego twarzy. Po chwili on uklęknął przed nią na jedno kolano i wyciągnął z kieszeni czerwone pudełeczko w kształcie serca. Znajdował się w nim śliczny pierścionek z brylantem:
-Kochanie, myślę, że nadszedł czas na to. Znamy się ponad dwa lata i chcę dzielić z tobą resztę swojego życia. Bardzo Cię kocham i chciałbym abyś została moją żoną, żebyśmy założyli rodzinę. Chcę, żebyś w przyszłości została moją panią Tavelli. Francesco Cauvglio, uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? - zapytał z nadzieją.
-Marco, ja... - nie umiała wydusić z siebie słowa. W jej gardle pojawiła się gula, którą chciała pokonać. Głośno przełknęła ślinę. - Zostanę twoją żoną.
-Razem na wieki - wsunął na jej palec pierścionek.

~*~

Stała przed lustrem ubrana z białą suknię ciągnącą się aż do kostek. Ludmiła, która pełniła dziś rolę świadkowej, wczepiała w jej włosy śnieżnobiały welon. Dziś nadszedł ten wielki dzień. Wychodzi za mąż za przystojnego Meksykanina. Po czterech latach znajomości w końcu się pobierają. A to wszystko dzięki pani Toscano, która spróbowała połączyć ową dwójkę i udało jej się.

Była w centrum uwagi. Szła pod rękę ze swoim ojcem do ołtarza. Przyglądał się jej z uwagą. Pięknie wyglądała. Jeszcze piękniej niż zwykle. Dotarła pod ołtarz, a jej ojciec "przekazał" jej rękę Panu młodemu. Zajęli swoje miejsca razem ze świadkami.

 W końcu dotarli do najważniejszego momentu. Ksiądz przewiązał ich prawe dłonie stułą:
-Ja, Marco Tavelli, biorę sobie Ciebie Francesco Cauviglio za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Ja, Francesca Cauviglia, biorę sobie Ciebie Marco Tavelli za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Kapłan zdjął stułę z ich rąk i pobłogosławił obrączki. Marco wziął prawą dłoń Fran, po czym ją ucałował, a następnie włożył na serdeczny palec złotą obrączkę:
-Żono, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Francesca również wzięła prawą dłoń Marco i nałożyła na palec obrączkę.
-Mężu, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
-Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować Pannę młodą - Marco delikatnie pocałował swoją żonę.

Po błogosławieństwie wyszli z katedry w rytmie marsza Mendelssohna.

"Razem na wieki."

~*~



Znowu nie poszła do pracy. Kolejny dzień z rzędu źle się czuła. Przeczuwała, że jest w ciąży. Bała się reakcji swojego męża. Sięgnęła po telefon i zadzwoniła do Lu:
-Cześć, wpadniesz do mnie? A tak przy okazji, kup mi testy ciążowe, bo ja się z domu na krok ruszyć nie mogę... - powiedziała Francesca.
-Co? Jesteś w ciąży? To super. Pewnie, że wpadnę - odparła wesoło blondynka i rozłączyła się.

Po półgodzinnym wyczekiwaniu w mieszkaniu pojawiła się jej przyjaciółka. Fran szybko zabrała od niej testy i pobiegła do łazienki.

Była 10.34. Mogła już sprawdzić wyniki. Powoli wstała i wzięła do ręki przedmioty. Chwila prawdy. Uważnie przyjrzała się testom - oba pozytywne. Co teraz zrobi? Nie jest gotowa na bycie matką... Rozpłakała się i przytuliła do Ludmiły.

Siedziała wygodnie w fotelu i przeglądała gazetę. Marco powinien za chwilkę wrócić z pracy. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. To on:
-Cześć, kochanie. Jak się czujesz? - zapytał z troską szatyn.
-Teraz jest znacznie lepiej. Posłuchaj, musze Ci coś powiedzieć. Lepiej, żebyś usiadł - powiedziała. On tylko przytaknął i zajął miejsce na kanapie. - Doskonale wiesz, że ostatnio nie za dobrze się czułam i to było spowodowane tym, że ja... Ja jestem w ciąży...
Marco bardzo się zdziwił. Dosłownie go zatkało. Spodziewał się tego, że ona może być w ciąży, ale kiedy to okazało się być prawdą nie mógł w to uwierzyć:
-Czyli ja będę ojcem? - pokiwała głową - Tak bardzo się cieszę! To cudowna wiadomość.
-Cu-cu-cudowna? - niedowierzała. - Myślałam, że nie będziesz się cieszyć, że mnie zostawisz, przecież tego nie planowaliśmy... - wstał, ukucnął przed nią i złapał ją za rękę.
-Nie potrafiłbym Cię zostawić, bo za bardzo Cię kocham. I kocham to dziecko, które nosisz pod sercem. Nasze dziecko - po wypowiedzeniu tych słów Francesca mocno się do niego przytuliła, a on odwzajemnił uścisk. Złapał ją w pasie i "zaniósł" do ogromnego lustra. Podniósł jej koszulkę. Położył ręce na jej brzuchu, oparł głowę na jej ramieniu i powiedział:
-Będziemy wspaniałą rodzinką - ona odwróciła się do niego i musnęła jego wargi.

~*~

Boże Narodzenie. Marco pomagał Fran ubierać choinkę w domu rodziców dziewczyny. Mieli tam spędzić tegoroczne święta. Fran była już w dziewiątym miesiącu ciąży, więc w każdej chwili mógł nadjeść czas rozwiązania. Zawsze wszystko było dopięte na ostatni guzik - auto by ło zatankowane do pełna, spakowana torba zawsze znajdowała się na korytarzu, a kluczyki od samochodu zawsze były w kieszeni. Aktualnie Marco ozdabiał czubek choinki:
-No! I teraz mamy piękną choinkę, prawda, kochanie?
-Oczywiście, a ty co sądzisz córciu? Jasne, że jest cudowna. Przecież twój tatuś ją ubierał - zaśmiała się Włoszka.
-Ej, nie ładnie się tak naśmiewać ze swojego przystojnego, cudownego, ambitnego, dobrego, mądrego męża, hm? - zszedł z drabinki i powoli zbliżał się do swojej żony.
-Pff, czy ja się naśmiewam? Chodźmy lepiej do stołu, ale najpierw zróbmy sobie zdjęcie - wzięła swojego męża za rękę i poszli do jadalni. Stamtąd zabrali aparat i poprosili, aby tata Fran zrobił im zdjęcie przy choince. Potem usiedli przy stole i zaczęli konsumować wigilijne potrawy.

Kiedy skończyli jeść nadszedł czas aby rozdać prezenty. Marco wręczył Francesce prezent. Po otworzeniu go ujrzała piękny zestaw, w którego skład wchodziły: wisiorek, bransoletka i srebrne kolczyki. Już miała pójść po prezent dla Marco, ale zatrzymał ją ból brzucha. Złapała się za niego i zaczęła głośno oddychać. Wszyscy wiedzieli co się dzieje. Szybko zabrali dziewczynę do samochodu i zawieźli do szpitala.

Młody ojciec nie mógł już doczekać się chwili, w której zobaczy swoją córeczkę. Czekał już ponad godzinę. Ze zdenerwowania chodził w kółko po korytarzu. Nagle z sali wyszła pielęgniarka:
-Pan Tavelli? Pańska żona już urodziła. Może pan wejść do niej. Gratuluję.
Meksykanin szybko wszedł do pomieszczenia. Ujrzał tam swoją żonę z ich małym skarbem. Podszedł do niej i pocałował w czoło. Złapał jej rękę i usiadł na krzesełku obok:
-Jest śliczna, jak ty - stwierdził.
-Chcesz ją potrzymać?
-Oczywiście - Fran podała mu ich córeczkę. - Jak damy jej na imię? - zapytał wpatrując się w małą kruszynkę.
-Hmm, może Alba? Ostatnio mi się bardzo spodobało - odparła.
-Tak, piękne jest - odpowiedział nadal wpatrując się w dziewczynkę.
-Nie zdążyłam dać Ci prezentu... - posmutniała.
-Żartujesz sobie? Alba to najcudowniejszy prezent jaki mogłaś mi dać - oderwał wzrok od córeczki i spojrzał na Francescę. Kąciki jej ust uniosły się do góry.

"Przez cichutkie wiatru granie, nasłuchuję z każdej strony 
Nagle spada prosto z nieba pewien pomysł zagubiony. 
Bym przypomniał sobie bajkę "żyli długo i szczęśliwie", 
Chociaż to nam się wydaje niemożliwe niemożliwie."

_____________________
Pisane od 23 do 5 rano. Teraz tylko wstawię, reszta notki potem (: Rano najpewniej.

[AKTUALIZACJA] Widzę dwa komentarze, ale ich jeszcze nie przeczytałam. Od razu zajęłam się poprawkami. Przepraszam was za to coś. To Agata jest lepsza w pisaniu xD Moja pani krytyk powiedziała mi co mam poprawić, sama jeszcze coś tam zmieniłam i dopisałam. Ogólnie było ponad 2100 słów. Jak wspomniałam wcześniej - pisane od 23 do 5 rano, bo w nocy pisze się najlepiej, dlatego mogły się pojawić głupoty. Moja historyjka jest nudna. mdła i ma szczęśliwe zakończenie, bo Agata pisze same smutne OS -_-

*Pani Toscano = tutaj chodzi o Lu, która jest już po ślubie z Federico :)

Udanego sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku!


5 komentarzy:

  1. Kochana!
    Marcesca zaintrygowała mnie już w serialu.
    W tej historii jest przedstawiona w równie wybitny sposób

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały! <3
    Tyle Marcesci. <333333333
    Czekam na next. :3

    Szczęśliwego Nowego Roku! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, Marcesca! Uwielbiam ich i i uwielbiam waszego bloga :). Czekam z niecierpliwością na nowy wpis!

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno pojawi się w najbliższym czasie, Agata napisała dwa OS i je usunęła, bo uznała, że jej nie wyszły .-. No i ja jeszcze pracuję nad dwoma :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy