26.12.2014

[Miniaturka] #2 Trzeba pocałować wiele żab, nim trafi się na księcia

Przekręciłam klucz w drzwiach i mocno je popchnęłam. Wyjęłam pęk metalowych blaszek z zamka i rzuciłam na mahoniową szafkę. Ściągnęłam płaszczyk, który odwiesiłam zaraz na wieszak, a potem moje ukochane koturny. Zabrałam torebkę i ruszyłam w głąb domu. Stwierdziłam, że muszę się jak najszybciej położyć, moi kuzyni mnie wykończyli.
Mocno się zdziwiłam, ujrzawszy zastawiony stół z rozpoczętym jedzeniem i niedopitym winem. Dlaczego tu są dwa nakrycia i… no jeszcze czego! Na podłodze walały się czyjeś szpilki, z pewnością nie należące do mnie! Podążyłam dalej wzrokiem – przy schodach leżał krawat, który on dostał ode mnie rok temu na święta. Wchodząc coraz to wyżej po schodach, mogłam jeszcze wyraźniej usłyszeć jęki dochodzące z mojej sypialni.
Powoli zakradłam się pod drzwi i jak najciszej je otworzyłam. Z tym akurat nie było problemu, gdyż „koleżanka” mojego faceta bawiła się w najlepsze. Oparłam się o framugę i zobaczyłam w końcu, jak to mój ukochany spędza wigilię, u rodziców podobno, ale spierałabym się.
-Nie za wygodnie? – bezceremonialnie zapytałam. Dwie wystraszone twarze spojrzały się nagle w moim kierunku. Cesar i nieznajoma mi blondynka szybko się od siebie oderwali i przykryli kołdrą.
-To nie tak jak myślisz, skarbie! – zaczął się bronić, na co odparłam głośnym śmiechem.
-A jak? No, słucham. Może to twoja siostra albo kuzynka? To nie podchodzi pod kazirodztwo przypadkiem? Wiesz co, nie trudź się, wystarczy, że ty ładnie opuścisz to mieszkanie wraz z tą lafiryndą, no i miło by jeszcze było jakbyś pozmywał po kolacji. Jak wrócę, ciebie już tu nie ma, zrozumiano? – odwróciłam się, nie czekając na odpowiedź, a potem skierowałam się na dół.

Czerwony samochód głośno zatrąbił. Zaklęłam po nosem i szłam dalej przed siebie. Co za palant. I ten kierowca, i Cesar. Już od pewnego czasu podejrzewałam, że ma inną. Teraz miałam niezbity dowód.
Metalowa furtka cicho zaskrzypiała. Nim zdążyłam zapukać, przede mną pojawił się szatyn.
-Potrzebuję czekolady i pocieszenia – walnęłam prosto z mostu. Mężczyzna uchylił szerzej drzwi i wpuścił mnie do środka.
Płaszcz odwiesiłam, buty rzuciłam koło szafki, po czym poszłam do salonu i rozgościłam się na kanapie. Po chwili do pomieszczenia przyszedł mój przyjaciel z dwoma czerwonymi kubkami w białe śnieżynki, do których miałam słabość w zimę. Zawsze chciałam, żeby padał u nas śnieg, ale w klimacie podzwrotnikowym musi być oczywiście tylko deszcz.
-Opowiadaj, co ten twój kochaś zrobił. Przecież nie przyszłaś do mnie w Wigilię o – spojrzał na zegarek – w pół do dwudziestej trzeciej bez powodu.
-Hmm, byłam u rodziców na kolacji. Wszystko byłoby cudowne, gdybym tylko nie znalazła Cesara w domu z jakąś panieneczką – nagle zachciało mi się płakać, miałam być przecież twarda. – I... Ech, nie warto kończyć. Ale to już definitywny koniec – upiłam łyk ciemnego napoju. – Trochę mi przykro, nie mam szczęścia do wybranków. Nikt mnie nie kocha…
-Ej, ja Cię kocham– spojrzał na mnie z uśmiechem. – Zawsze będę Cię kochał… Chodź tu do mnie – odstawił kubek i rozstawił ręce.
Również odstawiłam swoją czekoladę na stolik, potem przysunęłam się do chłopaka i wtuliłam w jego umięśniony tors. Zrobiło mi się cieplej i przyjemniej.
-Myślisz… Myślisz, że znajdę sobie nowego faceta? – zapytałam nieśmiało.
-Jasne, jesteś śliczna, mądra, jednym słowem – idealna – odparł i pocałował mnie w czoło. – Wszystko będzie dobrze – stwierdził, jakby był jakimś jasnowidzem. A ja mu uwierzyłam.
_____________________________
Cześć i czołem, ktoś pamięta jeszcze o tym czymś? XD 
Wybaczcie, że nie odzywałyśmy się od... matko, od sierpnia XD Ale tak jakoś się złożyło, że nastąpił u nas tymczasowy brak weny i pomysłów, i oczywiście - szkoła. 
Postanowiłyśmy wrócić w rocznicę tzn. 26 grudnia i oto jesteśmy :> W najbliższym czasie powinno pojawić się coś jeszcze, a tymczasem przepraszam za to coś powyżej. Miało być coś na styl zeszłorocznej miniaturki... Miało XD
Wesołych Świat, kochani! :> 

Obserwatorzy